sobie pustą łzę,
zrodzoną przez twoje niebo,
odkąd nicość zgubiła drogę
do twoich rąk - czytam od końca
ten sam poemat, pielęgnuję w sercu
lśniący krzyk, który rozdziera ranę
moich warg, obłaskawia nieprzespane łzy.
Pobudzona twoim słonecznym oddechem,
rozpostarta na niebie
niby najcichsza z gwiazd,
przypominam sobie uparcie
o przekwitających myślach,
o twoich słowach, w które lubię się ubierać.
Klęska, która przysiadła
na naszych rozgwieżdżonych wargach,
wciąż wierzy w obojętność skojarzeń,
ufa przeklętym odpowiedziom,
które wciąż nie znają pytań
retorycznych.
Sypią się kolejne łzy, dojrzewa w nas
jutro, które wkrótce się powtórzy.
Zakochana w obojętności, scałowuję
smutek z twoich pragnień.