przez palce.
Osiwiały z bólu czas kojarzy się
z piętnem wieczoru.
Powróć, moja samotności, zanim
uczyni to za ciebie ktoś inny.
Nie przyzwyczajaj się naiwnie do snu,
nie pozwalaj, aby zmierzch
pielęgnował twoje pękate, zmartwiałe łzy.
Nie szukaj bólu pośród
naiwnych przeinaczeń,
nie wypatruj ciszy, aby sprzyjała
jej przestrzeń.
Powierzona bezinteresownie
najdłuższej nocy, przygotowuję się
do jeszcze jednej nawałnicy,
która zagnieździ się
w moim zrozpaczonym sumieniu.
Przygotujmy się do nawrotu raju,
zaczekajmy na powrót Boga,
który ostatnio był uznawany
za zaginionego.
Moja nadziejo, czarnooka jak zwykle,
przybądź wbrew nienawiści, objaw się
niby zalążek czasoprzestrzeni.
Moja miłości, nie sprzeciwiaj się życiu,
powierz świt tym, który łakną odrobiny
kojącego cienia.
Proszę, nie odwracaj ode mnie
swojego serca - pozwól, by zakorzeniło się
w mej krwi.
Podaruję ci grzech tak chciwy,
że przyjmiesz go z ochotą.