spazm zapożyczony
z niewinnej wyprawy po szczęście
odradza się łagodna cisza
zastępuje strach miłością
zamieniłam się na łzy
z Bogiem
rozrzuciłam po okolicy
smutne spojrzenia wymierzone
w martwy punkt
zamyśliwszy się
nad bezsensownym czasem
zbieram po sobie okruchy powietrza
skazy oddechu
tkwiące w moich słowach
wątła jest twoja dusza
wątlejsza od serca
w którym kiedyś mieściła się
cała katedra
modlitwa pozbawiona skrupułów
przyszpilona do nieba
płomykami łez
konam bez pożegnania
bez zbędnych ceregieli