Siedzę późną nocą,
ciszą otulona.
Już zmęczona ciałem,
duszą zmęczona.
.
Myśli wokół pełno,
nie nadążam za nimi.
Przebijają się jedna na drugą.
Nie dając spokoju.
Automatyczna pralka czyni swą powinność.
A jej wirowanie ze śpiączki rozbudza.
Choć powieki już twierdzą, że cuchnie nudą.
Na pewno, by chciały już dać w długą.
Tak samo jak moja fizyczność,
na wąskich oparach jedzie.
Niejeden kryzys pożegnałam, choćby w.
biedzie.
.
I w tamtym tygodniu i w tym mnie tulił.
Lecz dostał kopa i spadaj ciulu.
Chociaż wiem, że nie jestem robotem.
Działam już poza energią.
To jeszcze ta jedna bateria wciąż miga.
Gdzieś tam w oddali widać przebicia.
Przydałby się urlop od obowiązków i życia.
Na pograniczu wytrwałości, gdzie wciąż dominuję ból kości.
W ostateczności mogłabym się poddać.
Tak, by było łatwiej.
Marnując swój czas i wysiłek na marne.
Lecz, czy o to w tym wszystkim chodzi?
Ktoś, by rzekł taka młoda.
Nie narzekaj.
Bo ja w Twoim wieku -.
Wiem skończ człowieku.
To co przeżyłeś jest Twoim wspomnieniem.
Ja swoją historię układam samodzielnie.
I nie wiem, czy wiesz, może kiedyś
akurat poznasz jej treść.
Póki co bywaj, muszę wracać do pracy.
Takie niestety skomplikowane czasy.
Haruję i nici mam.
Zostawiając wypłatę u sklepu bram.