które wypełniają szczelnie zakątki
mojego uśmiechu
zagubione są sny
gromadzące się pod opadającymi
powiekami
jutro nie zalicza się
do miejscowego kalendarza
nie współgra z marazmem
przepełniającym czas
chodź
poczuj na sercu
delikatność mojego oddechu
poczuj tę martwotę
jakiej wciąż się przeciwstawiasz
samotność zmieszana
z oddaleniem przywodzi na myśl
tęsknotę
przez którą nie potrafię
zgodnie kochać
no przyjdź
do moich cichych imaginacji
wtul się w oddech
przytknij serce do duszy
moje myśli usiłują poderwać się
do lotu
ale zapominają
obawiam się nieba
pragnę zapłakać tak
aby zrozumiał mnie niedokończony świat
chciałabym uwolnić się
od pamięci twoich wędrówek
w głąb zmierzchu
od wspomnienia teraźniejszości
z którą mogłabym zamienić się
na ciała
pewnego razu pęknie we mnie
nocne niebo
ktoś złoży kwiaty u wezgłowia kołyski
zrozumiem
nigdy mi się to nie wydawało