kołyszę się
na tej kryształowej tafli
zagubionego lustra
skazana
na dożywotni bezkres
podaję ci bezsenną dłoń
wręczam zaprzepaszczoną przyszłość
już nic nie będzie
takie samo
jak w poprzednim świecie
nie wskaże drogi
pomiędzy pola umarłych snów
jestem
aby życie wręczyło ci
krztynę kryształowego powietrza
ponury poranek
z którym nie chcę się narodzić
przyśnij się
mojej rzeczywistości
odszukaj we mnie ucieleśnienie łez
każdy dzień przynosi coś jeszcze
każda noc oswaja
spadające gwiazdy
a kiedy już przepadnę
ucałuj moje serce
zamknij pieczołowicie duszę