ten przedawkowany świt.
Postaw serdeczną kropkę
we właściwym miejscu,
tak, jak pasuje.
Pozwól mi uszanować przyszłość,
podać dłoń opatrzności.
Cała twoja różnorodność
odpowiada lękom, z jakimi wciąż idę
pod rękę, jakie wciąż konają,
choć są tak dalekie samowoli.
Ubierz swoje serce
w niepewny uśmiech, w ogładę,
która wtargnie pomiędzy chmury,
czające się poza granicą
światłocienia, poza zasięgiem
melancholii.
To, co nas niezmiennie jednoczy,
przypomina przekrwioną puentę,
przejaskrawiony świt,
w którym mam odwagę
pokładać przyszłość.
Objawiam ci się niby stracona,
choć przekonana do wieczności.
Rumienią się moje dzisiejsze fantazje,
przelewają się westchnienia,
jakie usiłuję schwytać
w serce.
To nie bezczas przedostał się
przez szybę w miękki zmierzch,
to nie odludna wyspa
dała o sobie znać - to życie
napisało dalszy ciąg mojego dzieciństwa,
które wciąż spodziewa się
dorosłości.
Tak bardzo boli mnie świat,
tak dokucza kamień węgielny.