przed nami nowe drzwi.
Drzwi, których nigdy dotąd
nie wyważyło żadne serce - ani twoje,
ani wszechświata.
Zamyka się za nami okno - szyba
zbyt czarna, abyś dostrzegł jasność poranka.
Są ściany, bezwzględnie zamknięte,
najeżone czterema kątami.
Ja na tych ścianach maluję
dla ciebie raj - inny niż zwykle,
sprzedany po okazyjnej cenie dla miłości.
Mroczny Mesjaszu, twoje serce
wciąż pokutuje za grzechy
nieśmiertelne, popełnione przez kogoś,
kto nigdy nie będzie człowiekiem.
Gdzieś w oddali
pozostała niedokończona modlitwa,
podobna do tabliczki mnożenia,
którą namiętnie odprawiam.
Przytulam się do gwiazdy,
zdobiącej twoją przyszłość, skazaną
na jeszcze jeden zmierzch.
Nie ma w nas dość czasu, aby ułaskawić
winę, pozbyć się niewiary w ciało.
To okruch świeżości, słonego obłędu,
zabarykadowanych słów.