co kochał ja książę, przystojny, wprost śliczny.
Wieczorem siadała przy lustrze zajęta
Czesała swe włosy, na nogach i piętach.
Tylko na głowie za wiele nie miała.
Codziennie z tęsknoty kudły wydzierała,
lecz książę nie zważał na placka łysego,
bo go obchodziło całkiem coś innego.
I teraz nikogo wyznaniem nie wzruszę.
On chciał zajrzeć głębiej, na pewno nie w duszę.
Gdy w końcu na łożu księżniczka się kładła.
Brał książę kosiarkę, nożyce i radła.
Temu zadaniu nikt nigdy nie sprostał.
Książę zrozpaczony znowu się i dostał.
I znów jest to samo jak to każdej nocy.
Ona w gąszczu skryta, a on brudzi koce.