zbierałam do koszyka,
drżące, przeźroczyste.
jeszcze w nich słyszałam
wieczorną grę świerszcza
Tak pięknie ptak śpiewał,
pewnie o dobroci i miłości,
uśmiechały się trawy,
brawo biły drzewa.
Ulicą szedł człowiek
nałóg niósł na ramionach
samotny, zziębnięty chłodem
mijających go przechodniów
Bezradnie patrzyłam
dłoń lekko uniesiona
w bezruchu została,
nie umiałam go powitać
słowa na ustach zastygły.
Panie, chcę już kochać
umieć uwierzyć,podać dłoń
brzydocie, co szpetna ,zła
i grzech ciąży jej w plecaku.
Pokaż, naucz mnie, jak
bezdomną łzę, zagubioną,
niechcianą osuszyć,
pytać i usłyszeć odpowiedź.
Panie , Ty tulisz każdego
kto stanie u Twego Oblicza.
Konwalia Majowa i Dartanian110