nawet ci, którzy uwierzyli.
Poddaję się bezsporności zmysłów,
aby zrozumieć to, co najbliższe,
najciekawsze.
Wciąż staję twarzą w twarz
z własnym ciałem - nie spodziewam się
jutra, to zbyt odległe plany.
Ofiarowuję Ci tę bezgwiezdną noc -
niech będzie pożegnalną pieśnią.
Nie potrafię zrozumieć spokoju,
co dźwięczy gdzieś pod mostkiem.
Omijam świat szerokim łukiem, gdyż to,
co pozostało, to tylko kilka skarlałych myśli.
Umieram z przesytu światła - to, co zginęło
w oddali, to wyłącznie skarga
na bezdzietne niebo.
Nie potrzebuję przesłania, ukrytego
za marginesem melancholii.
To, co się wydaje człowiekiem,
jest zmęczoną podróbką, strachem,
co wymagał zbyt wiele.
Dziś człowiek to tylko kilka schwytanych łez,
garstka popiołu, gdzie każda drobinka
jest własnym wszechświatem.

















