Kroczą dumnie wypinając pierś.
Niosą na rękach moje serce w trumnie,
A ich kolory: purpura i czerń.
Tłum ludzi dokoła,
Obce twarze,
Kieliszków słychać brzęk.
Korowód aż po horyzont
Recytuje wiersz.
Stanęły nad grobem.
Oprócz nich nikt nie uronił łzy.
Jak dwie kochanki, bo miałem je obie.
I Miłość i Śmierć.
W tłumie rozmowa.
Kobiecy szyderczy słychać śmiech.
Ktoś pyta jej: - Kim był? Znała go pani?
- Tak. Poetą był, kochał mnie.
- Co się z nim stało?
- Ha, ha. Skonał z Miłości i zabrała go Śmierć.