Gdy rozwalasz swoje życie
We własnych rękach, kruszysz je
Kiedy powoli zaczyna wszystko pękać
Potem masz w dłoniach miliony kawałków
Które wbijają Ci się w skórę
Powoli zaczyna sączyć się krew
Obmywając Twoje ręce, brudząc życie
Które pod naporem siły zmienia się w pył
Wtedy orientujesz się czego dokonałeś
Nie ma już czego zbierać
Nie ma gdzie się cofnąć
Zostajesz z chłodnym powiewem wiatru
Który szepce Ci do ucha Twoje grzechy
Wypomina Ci Twoje błędy
Wiesz, że wtedy byłeś ślepy
Ale życie to nie film,
Który można zatrzymać i cofnąć