Wymieniamy gniewne spojrzenia
Wszystko staje w miejscu
Zatrzymane przez głuchy krzyk
Pukam w niewidoczną ścianę
Ten dźwięk przerywa pusta cisza
Wyciągam rękę – dotykam lodowatego szkła
Czy to może być bryła lodu?
Spoglądamy na siebie wściekłym wzrokiem
Jak para niewidomych idąca przez życie
Nie widzimy nic prócz naszych własnych uczuć
Machinalnie rzucamy lawinę słów,
Które odbijają się pozostając w naszych głowach
Pozostawiają głuchy łoskot, echo zataczające kręgi
Nie wyrzucisz tego siedząc w pokoju bez drzwi
Bo nasze głowy są jak dwie próżnie
Nie ma w nich nic prócz jednego dźwięku
Który nigdy nie zamilknie…
Nigdy nie pojawi się na naszych ustach
Na ustach, które płoną lodowatym żarem
Od czasu kiedy znalazły jedną drogę
Jestem w ciasnej klatce – odbijam się od wszystkich ścian
Echo moich myśli zamieniło się w zabójczy huk uczuć
Między skałą a słońcem czai się życie – gdzieś w cieniu
Tam jestem ja uderzam w mur, walczę z wyobraźnią
Buduje mosty i palę je na stosie – grzeszny świat
Rośnie przede mną świat setek nieprzespanych nocy
Miesiące rozpaczy za godziny rozkoszy – ceną wolności?
Sama wybudowałaś tę teraźniejszość bez przyszłości