Nie dosięgają do nieba – pragnę tego
Stając na palcach chcę osiągnąć niemożliwe
Kiedyś ujrzałam między obłokami Anioła
Był tak czysty, delikatny, piękny
Dziecko Jedynego Boga
Wychowane w blasku nieba
Śniące na boskich obłokach
Lecz piekło wrzało, wrzało wiele lat
Narodziło się wiele istot niegodnych by żyć
Jedna szczególnie pławiła się w swym cierpieniu
Zobaczyła Anioła na niebie i przestała płakać
Wiedziała, że jest z innego, mrocznego świata
Tak pragnęła dotknąć Świętego Nieba
Ubłoconymi, poranionymi dłońmi
Stała wytrwale godzinami na palcach
Mając nadzieję, że Niebo zbliży się do niego
Że Anioł zauważy jej codzienny trud
Nosząc na barkach cały mój świat
czy mogę się potknąć?
czy mogę upaść?
Co jeśli się nie dźwignę na nogi?
Mój świat utonie w błocie życia – zatonę w nim ja
Ateista przybity do krzyża, czy to możliwe?
On też czuje ból, ale go nie rozumie…
Gwoździe ze złota, Bóg ma ich miliony
Dlaczego właśnie wybrał Ciebie?
Wtedy ziemia się zatrzęsła – huk sumienia
Czy wisząc na wysokim krzyżu jesteś bliższy nieba?
„Czemuś mnie opuścił, opuścił, opuścił…”
Błogosławieni Ci, którzy utonęli w morzu łez na tratwie Boga!
W Twoich oczach było niebo, ale raj nie jest stworzony dla mnie.
Pytam GDZIE JESTEŚ, NO GDZIE?
Ponoć w Trzech Osobach ukryty
Znalazłam wszystkie trzy: ból, łzy, strach
Czy tego szukałam?
A Ciebie tam nie było, więc pytam GDZIE?
Jeśli jesteś Światłem, to czemu nie widać Cię w ciemnościach?
W zimnych murach żeś ukryty?
Między tynkiem a cegłą?
A może w złotej skrzynce przesiadujesz – byłam i tam.
Błogosławieni, Ci którzy nigdy nie zobaczą, ponieważ są ślepi!