Nastaje chaos, z którego narodził się człowiek
Powstał by upaść niepewny siebie
Niepewny swoich osądów,
Wygłaszanych za dnia,
Bo nocą mądre słowa szły w ciemny kąt
Zalewane tysiącem łez utonęły w twoich oczach
Lecz za dnia znów budziły się
W fałszywej poświacie poranka
Odrodziło się to, co umarło nocą
Gdyby twoja dusza potrafiła mówić
Stałbyś się tak realny, że aż nieprawdziwy
Spójrz na mnie, czy potrafisz skreślić swoje życie?
Czy potrafisz narodzić się na nowo?
Podnieść się z ludzkiego upadku?
Ja nie podniosłam się sama
Wyzwoliło mnie pragnienie zmiany
Rozwaliło kajdany, które skuwały moją duszę
Jest teraz ona - ponad ciałem,
Bo ciało nikczemne nie jest w stanie
Unieść się ponad ludzkie podziały
Dlatego dusza dźwiga ciało
Pozwala na istnienie ludzkiego umysłu
Tak, bardzo ułomnego, lecz pięknego za razem.
To będzie trwało w nieskończoność
Tak jak dźwięk zamknięty w próżni
Bo nasze życie jest rozmową głuchych
Którzy krzyczą do siebie co raz głośniej i głośniej
Nie osiągając nic w życiu
Stają się cieniem własnego "JA"
Sprzed paru lat, gdy wierzyli w miłość
Nasze drogi mijają się za dnia
Lecz w nocy płoną ogniem, który topi lód