Prawda kłuje go w oczy tak bardzo, że zaczyna być ślepym na wszystko co go otacza. Sam się w tym wszystkim zaplątał, sam nie wie gdzie jest i co tam robi. Przed oczyma jawią mu się jedynie puste korytarze, gołe ściany uczuć, które kiedyś przystrajał milionami obrazów. Teraz siedzi pośrodku tego wszystkiego i nie wie co począć.
Ulewa jest gwałtowna, zdaje się, że krzyczy... że ją rozdziera od środka. Czy to burza? O nie... on nie ma siły krzyczeć, patrzy jak otępiały na pustkę, która go pochłania. Z nerwów zwymiotował - łzy zmieszały się z jego wnętrzem. Oddał już wszystko... chce umrzeć. Chwieje się na własnych nogach, w końcu upada. Ostatnie krople deszczu spadają na bruk.
I chmury się uciszyły, a on leży bezwładnie pośród swej rozpaczy. Nieświadomy własnego istnienia - dusza pozostawia ciało. A on leży i czuje jak uchodzi z niego życie. Błogi sen pochłonął go całkowicie... on już nie walczy, jest obojętny jak chciał, pusty jak pragnął, milczący i zimny.