bezimienną unoszą wciąż winę
i krzyczący, i w dal zapatrzeni
na nieznanych okrętach w dal płyną.
Jak poeci, tak samo niechciani,
tylko świat bardziej głowę odwraca,
przebiegają bez słów, niekochani,
nocny motyl wśród liści zapłakał.
Tacy piękni a strojni w groteskę,
choć dorośli, jak dzieci patrzący,
z przyjaciółmi co serce na wierzchu
spoglądają na niebo, na słońce.
Ktoś rubiny powkładał im w ręce,
a po oczach rozsypał szmaragdy,
z rozwartymi ustami w podzięce
dotykają nieznanej nam prawdy.
Tacy piękni.