zjadam zakazany owoc
wyczerpany pożądaniem
smakując w międzyłykach
spalam świty każdym zmysłem
niegasnącym żarem
celebrując dym pierwszego papierosa
błogosławię
szaleństwo chwil
ofiarowałaś rozpalone
wilgotne pomięte prześcieradło
wszystko pamięta
śpisz wtulona w rozkosz
patrzę
w zachwycie nad niezmiennością piękna
usypiam nieziemskość myśli
na podbrzuszu
w podziwie składam hołd bijąc czołem
dziękuję naturze i bogu
jest wielki w swojej wirtuozerii
naprawdę wiedział
rzeźbiąc ewę z mojego żebra