wreszcie bez zbędnych podziwiali zachody
a słów zabraknie w splecionych
dłoniach nurkujących po horyzonty
zza szklanych trzasnęły drzwi powiek
niewypowiedziane przez otwarte okno
kroplami oczu spoglądały na deszcz
rozszczepiwszy światło przez pryzmat
by więcej nie pragnąć
w szarości nie widać tęczy
smutek pieści jedynie odcienie
rozerwane boli tęsknotą
aby do wiosny
waleriana nie pomaga
aby do wiosny
w białe kwiaty pachnące sady
w owocach które zrodzą pierwszy pocałunek
zdejmę sukienkę z twojej mgły
krople wilgoci rosą poczęcia