kwitną owocem kiedy nie chcesz
że źdźbła porosły kosą
w chabry i maki
ile czasu mogę wołać
przywróć wreszcie
błękit nieba a słońcu blask
kiedy nie umiem
powiedziałaś kocham
albo źle zrozumiałem
głupi w połacie równin
zboża ścielę abyś mogła
powiedz mi jeszcze raz
bo nie wierzę w przeznaczenie
odczułaś mnie
wiążąc supły na drogowskazach
teraz tylko przedwiośnie
wskazuje piękno
kiedy nic nie mówisz ciszą
oszczędź proszę
moja suwerenność poległa
kiedy tonę w tobie
jestem
wołaniem by być