mieszkał z nami cztery lata
za nogę wyrzucany drzwiami
namolnie wracał oknem
aż został na stałe
upatrzył sobie ciepły kąt za półką z książkami
wchodził tam odkładał na bok cylinder
i wyjąwszy z etui okulary
w niezmiernie pięknej rogowej oprawce
spoglądał na tytuły raczej nigdy nie czytał
bywało że zjawiał się przed południem odświętnie ubrany
wykonywał skok na ulubioną sofę gdy piliśmy kawę przyglądał się jak sączymy z filiżanek
trzymając uszko w palcach
po czym z zadziwiającą dokładnością powtarzał nasze ruchy
nie był namolny
szybko nauczył się przestrzegać surowe zasady
savoir vivre
gdy zdechł
nazywam rzecz po imieniu
wszystkim było żal zielonego mieszkańca
naszego domu
odpoczywa w ogrodzie przy bukszpanie