bosko zachodzisz od tyłu
w trzewikach bez stóp
by wyrwać serce centralnie z korzeniami
odcieniem purpury
czerwienią w potopie pożądania
jak arka noego proponujesz ocalenie
mówiąc
uratuj mnie i moje szepty
wtedy wszystkie czarne chmury
zawstydzone kalibracją sumień
przepoczwarzają się w pragnienia
szalone a libido recydywisty miłości
niewyjaśnioną dystrofią mózgu traktując wolną wolę
ubezwłasnowolnia chemicznymi doświadczeniami
uparcie powtarzając jedno
we śnie i na jawie
kocham cię