prosto w sumienie odbitym obrazem
odzyskał wzrok dostrzegł zobaczył
ile robi hałasu wyrzeźbiony z głazu
ktoś kto na ślepo brnie
idąc drogą
na której rozstaju nie ma drogowskazu
wybielił duszę wyprasował
wszystko co było dostrzegła
moja wina moja wielka
krzyknęła rozpaczliwie
prześwietlona
nie chcę tak uklękła uległa
nie chcę tak już więcej nie będę
moja wina zakwiliła tkliwie
skruszona gdy wreszcie pokora
dosiadła jak dzikiego konia
spojrzał raz jeszcze piaskiem klepsydry
typ niepokorny wtedy gdy nie trzeba
jego własny obraz nie nie nie
zbuntował się chcę być wolnym
wiernym sobie swoim własnym gustom
chcę być ryknął do nieba
zbił lustro