dotykasz horyzontów
nie zostawiasz śladów
stóp na śniegu roztapiając zimę
jesteś jak wiosna
znienacka zamykając w stwórstwo cały świat
pąki narodzin
nasze są były i będą
poukładane sny jeśli tylko zechcesz
ikonami pamięci jedzone kosztele
zakwitnąć w sad
dać wziąć i oddać
siebie z całym kwieciem jaki masz
inwentarzem z ust w usta z piersi w pierś
podarować rozkosze zaplątanych języków
w fontannie zakwitnięć umoczywszy ekstazę
codzienności ze mną nie do końca
jesteś zdegenerowana mechanizmem tęsknot
pragnień pożądań w tobie
to wszystko ukryłem
ambicje nie mające nic do rzeczy
pamiętasz
ostatnio brałem cię w windzie
na ostatnim piętrze sponiewieranych ucieczek
a może to było na rozkosznej majówce
przykryte kocem
wymiętym w niepowstrzymane emocje
jaka ty jesteś słodka
jaka prawdziwa kiedy podajesz mi wilgoć
topię w tobie całą swoją męskość
nie kremówką za oknem wystawy
smakuję jem rozkoszuję
płyniesz na fali uniesień
skąd wiem
bo cię znam jak nikt
od wewnątrz kiedy chcesz potrafisz
jesteś jak ja