moje liście spadają
niechciane z niedokształtu gałęzi
zielone jeszcze
soczyste elokwencją zaprzeczeń
jakie łapiesz w dłonie
by zasuszyć usta
bez retuszu
całuję od drzewa
ale ty wiesz
przecież poznałaś
jak smakuję w bukiecie
ofiarowałem swoje kwiaty
spróbowałaś
moje liście spadają
niechciane z niedokształtu gałęzi
zielone jeszcze
soczyste elokwencją zaprzeczeń
jakie łapiesz w dłonie
by zasuszyć usta
bez retuszu
całuję od drzewa
ale ty wiesz
przecież poznałaś
jak smakuję w bukiecie
ofiarowałem swoje kwiaty
podaruj mi to niechcenie
jakim uraczyłaś jego kiedy udał że jest
białe ledwie zakwitłe
zrób z tego owoce jakie lubisz
jabłka wiśnie śliwki
i upiecz mną
kawałek po kawałku
w tortownicy swojego żaru
ciasto
wiosną
zjemy je razem
jeśli zechcesz łapać motyle
one są latają
pośród namiętnych nocy
jak te głupie w brzuchach
i ponad czasem
kolorowe słońcem