jak mocne supły związałaś
wiosną koniczyny pozostawionej
na moich pragnieniach
pętlą zaciśniętą na niemocy
wszystkimi spróchniałymi gałęziami
urodziłem drzewa
tylko po to
by tętent koni które tak ulubiłaś
kłusem stępem galopem
był z nami po wieki
w ultimatum ukrytych myśli
szukałaś przeznaczenia
i tych serc
które zwiędły aleją kasztanów
kiedy składaliśmy ludziki
z namiętności naszych uniesień
na skrzydłach wiatru chciałem z tobą
szybować jak jesienny liść
wiosennym podmuchem
bez rozczarowań
nie przestawaj leć
a mather fucker los
niech śmieje się
głupi
spłatał figla otwartym przestworzom
fruń
wolna jak ptak
odchodzę w rozdarciu spoconych prześcieradeł
żebyś ty szczęśliwa mogła żyć
z nim
kiedy tak cię kocham
o boże
jak to boli