zakrapiany łzami prosto z pojemności trzech
ćwiartek jak ziemniaka na marny obiad obrałaś
z tęsknot odbierając pocałunki miły być czerwone
przykucnąłem za kulisami
ciszą zgaduję plan dnia w poranne myśli o tobie
popołudniem wciskam smutek strusiem w piasek
by wieczorem znów wieszać wyblakłe obrazy
na pustych ścianach nieprzespanych nocy
wiem nikt nie jest doskonały znów świta
w radio nieczysta piosenka rozważa dylematy
o związkach idealnych jak mnie to wkurwia
wzrok wlepiam w pustkę zapijany kawą
pogubionych smaków patrzę w okno bez celu
kolory mówią że wiosna a ptaki
wyciągają ćwierki na gałęziach w wysokie C
bez ciebie
bóg jest miłością tylko gdzie
mi do niego nie potrafię żonglować cudami
nie nasze czasy w końcu prócz tego
że skradłaś mi spokój nic się nie stało
przecież zatańczymy kiedy zacznie padać
przyjdź do mnie w burzę
jednak czekam