wierzchem na koniu zpierdala galopadą
ten co w życiu konia nie widział a pod stołem
pies niewierny wyjada szynkę i gryzie
rękę która go karmi obaj jak te pojeby
wyją do księżyca bo taka moda teraz
nastała że kryska na matyska przyszła
nieoczekiwanie jak kurwie w deszcz idą
przemoczone sny precz w odstawkę na odwyku
marycha woła o jeszcze dając dupy za lizaka
a on
duńskim trafem zapragnął miłować
po staropolsku acan popierdoleniec jeden
frędzel cwelamus zajebany w ryj
jak ten debil gamoń farmazon z koziej dupy
trąba nie zagra już na strdivariusie songów
o miłości bo jej się odwidziało nagle jak po diable
piekielnej czarownicy rodem z black sabath
która nutami upuściła krwi po złości jak należy
w gorzkie żale na fujarce a cisza tylko wokół
sztuczna zawiesiła mdłe obrazy na ścianach
pustych jak kopułka blond dupy
co to żarówkę wkręcała obracając stołem
źle się dzieje
a pot zapierdala po cyckach i dalej w pepeg
kiedy baby krzyczą pyzy gorące gorąca kiełbasa
istny bazar i jak tu normalnie po duńsku kochać