&#8222;Dziwna jakaś&#8221;<br />
<br />
Wielkie fale, refleksy światła pomieszane z cieniami mew. I ten kolor, charakterystyczny kolor słonej, morskiej wody. Na szarym niebie czarne chmury zwiastujące silny deszcz. Wiatr szarpiący płaszczami i włosami, zrywający z głów czapki i kapelusze.<br />
Polskie morze!<br />
Nikt co prawda nie czekał na upały i choćby do kolan zanurzenie się w wodzie, ale jednak takiego zimna też się nie spodziewaliśmy. Słońce wyglądało na zamarznięte. <br />
Taka chwila nad morzem to podobno przekleństwo, a my właśnie staliśmy na plaży.<br />
-Chcecie czas wolny?<br />
Spojrzałam na Strzygę rozbawiona. Była wyraźnie zmieszana, słyszałam że planowała opalanie się w (uwaga!) bikini. Szczyt nieprzyzwoitości, 80cio kilowa baba w takim stroju.<br />
Propozycja wolnego czasu jednakże spotkała się z ogólnym entuzjazmem. W końcu każdy miał jakiś pomysł, jak spędzić marne dwie godziny.<br />
Moim było szukanie parasolki.<br />
Poprzednia jest teraz gdzieś we Lwowie, w końcu tam ją zgubiłam. Niezbyt była ciekawa, więc jej braku nie odczułam szczególnie boleśnie. Zapowiadały się jednak deszczowe dni a j i tak chciałam kupić nowa, więc uznałam to za dobry pomysł.<br />
Kama stwierdziła, że zapowiada się świetna zabawa, jak zawsze, kiedy ja próbuję coś kupić. Obydwie uważałyśmy więc tę formę spędzania czasu za świetny pomysł.<br />
Dopóki nie okazało się, że w mieście którego się nie zna nie tak łatwo cokolwiek znaleźć. <br />
Chodziłyśmy na chybił-trafił, mijając wiele kawiarni i jeszcze więcej budek z jedzeniem i firmowych sklepów typu Adidas. Przed nami pojawiły się typowe dla rynku namioty.<br />
Dopadłyśmy stoisko z owocami za horrendalnie wysoką cenę kupiłyśmy truskawki, które obydwie uwielbiałyśmy.<br />
Z rynku przeniosłyśmy się do Alei Sklepowej, która nazwę wzięła chyba stąd, że był na niej tylko jeden sklep. Wolny czas dobiegał końca, więc chciałyśmy już wracać.<br />
Wtedy w tym właśnie jedynym sklepie dojrzałam coś pomarańczowego. Dobiegłam do witryny, gdzie okazało się, że faktycznie była to parasolka. Wyglądała idealnie. Pomarańczowa rączka i taka sama &#8222;tkanina rozciągnięta na drucianym stelażu&#8221;, jak to jest wytłumaczone w słowniku na Onecie, zrobiona z czegoś podobnego d półprzezroczystej grubej folii. Wzięłam ją do ręki i trzymałam z głupim, wniebowzięty uśmiechem ustach. Rozłożyłam ją i podziwiałam, jak odbija refleksy światła.<br />
Tę cudowną chwilę przerwała mi brutalnie czyjaś wielka łapa na moim ramieniu. Wzdrygnęłam się lekko i odwróciłam. <br />
Nie. To cos, co przede mną stoi nie może być bezkształtnym skrzyżowaniem człowieka gargulcem z garnkiem na głowie. To tylko skutek znalezienia idealnej parasolki, skutek szoku. <br />
Nagle to coś otworzyło usta i odezwało się grubym, z braku lepszego określenia muszę powiedzieć: kobiecym głosem.<br />
- Kupujesz albo odkładaj. Co się tak gapisz, człowieka nie widziałaś? <br />
Zamrugałam oczami, ale widmo nie zniknęło, widocznie było prawdziwe. Spytałam ile kosztuje, po czym dałam jej 14 zł i odeszłam w stanie ciężkiego szoku, słysząc za sobą teksty typu &#8222;durne bachory&#8221;. Miło.<br />
Za mną biegła Kama, lewo stojąc ze śmiechu.<br />
<br />
***<br />
<br />
Gdy wróciliśmy do ośrodka i zjadłyśmy z Kamą truskawki, a widmo odeszło z mojej pamięci i postanowiłam pooglądać najświeższy zakup. Kama siedziała na łóżku patrząc na mnie rozbawiona.<br />
Rozłożyłam parasol, a po pokoju rozniósł się obrzydliwy zapach niezidentyfikowanego pochodzenia. Na półprzezroczystej folii widać było pomarańczowy proszek.<br />
-Jezu, Ruda, umyj to! Śmierdzi!<br />
Włożyłam cudo pod prysznic. Gdy byłam w trakcie zmywania, do pokoju wpadł Marcin, a do łazienki weszła Kama, ze zdegustowanym wyrazem twarzy.<br />
-Kompletnie zalany. Zostaw to i przemów mu do rozumu. Lepsza w tym jesteś.<br />
Stanęłam przed nim, i usłyszałam zdecydowane pukanie do drzwi. A w ten sposób puka tylko&#8230;<br />
-Strzyga! Zabierz go&#8230; nie wiem&#8230; na balkon!.<br />
Wzięłam parasol, Marcina i zamknęłam za sobą drzwi. <br />
Kamila wpuściła Gorzką, która zapytała, gdzie jestem.<br />
-Na balkonie, wiesza&#8230; parasol??<br />
Powiedziała to mocno zdziwiona, pewnie dlatego, że faktycznie go wieszałam. Wisiał przez to za balustradą i było go doskonale widać z ulicy. Efekt niezamierzony.<br />
Spojrzałam w stronę drzwi, ale Strzygi już nie było, więc zaczęłam umoralniać Marcina.<br />
-Co ty wyrabiasz?<br />
-Co?<br />
-Czym się upiłeś?<br />
-Nie upiłem się.<br />
Z mojego wzroku wyrażającego więcej niż wściekłość wyczytał, że tym razem nie będę żartować. <br />
Nie toleruję alkoholu w ilościach wystarczających by się upić. <br />
-Prawie jak prawda-odpowiedziałam z irytacją.<br />
-Ale to tylko trochę&#8230; dam gdzieś zniknął&#8230; zamknął klucz. <br />
Przez chwilę domyślałam się sensu tych krótkich zdań, po czym doszłam do wniosku, że Adam, z którym Marcin był w pokoju zamknął pokój, zabrał klucz i gdzieś poszedł.<br />
-Wiedziałam. Wiedziałam! Kama! Idź, poszukaj Adama, weź klucz do ich pokoju.<br />
-I tak na piękne oczy mi da?<br />
-A żebyś wiedziała! Udowodnij, że te plotki o najbardziej przekonującej dziewczynie w szkole nie są przesadzone.<br />
Kiedy wyszła, usiadłam na fotelu, a za mną wszedł Marcin. Usiadł naprzeciw.<br />
-Jesteś zła?<br />
Spojrzałam na niego zirytowana.<br />
-Chyba jesteś.<br />
Zasnął.<br />
Kama wróciła jakieś pół godziny później. Naturalnie bez klucza.<br />
-Adama nigdzie nie ma. Ale znalazłam Netto-dodała tonem usprawiedliwienia.-on&#8230; śpi?<br />
-Tak.<br />
-Długo?<br />
-Dość.<br />
-Idziemy.<br />
-Gdzie?<br />
-Do Netto.<br />
-A on?<br />
Rzuciłam jej spojrzenie typu: &#8221;co mnie to&#8221;. I wyszłam.<br />
<br />
***<br />
<br />
Wyszłyśmy z ośrodka i doszłyśmy d wniosku, że piękny, słoneczny czerwcowy wieczór jest odpowiedni do ćwiczenia języka angielskiego, z którego resztą obydwie byłyśmy dość dobre. Polegało to mniej-więcej na udawaniu, ze ja jestem z Anglii, nie rozumiem polskiego i przyjechałam do Kamili na wakacje. <br />
-So, you think, that it&#8217;s good idea?<br />
-Yes, why not. If we will go there in the middle of the night nobody will see as. Strzyga won&#8217;t see as.<br />
-But what if somebody attack us?<br />
Rzuciłam jej wymowne pojrzenie i wybuchłam śmiechem. &#8220;Czy ktoś nas nie zaatakuje&#8221;. Jeżeli są tu jacyś niezrównoważeni psychicznie seryjni mordercy to czemu nie, ale jeszcze nie widziałam, żeby ktokolwiek odważył się do Kamy nawet podejść, a co dopiero zaatakować. Większość ludzi omijała ja szerokim lukiem. Ze spuszczonymi głowami. <br />
-No co ty, o północy na plaży? Jeszcze na terenie ośrodka?-spytałam ją, kontynuując rozmowę w obcym języku.<br />
-No w sumie to masz racje&#8230; Kurcze&#8230;<br />
-Co jest?<br />
-Szczerze?- spytała dziwnym głosem<br />
-Mów!<br />
-Zgubiłyśmy się.<br />
Poczułam, ze mam ochotę ją zabić.<br />
-żartujesz?<br />
-Nie.<br />
-Nie?<br />
-Nie&#8230;<br />
-Pięknie. Po prostu ekstra. Zawsze marzyłam, żeby zgubić się z tobą jakimś kompletnie nieznanym mieście, bez komórki ani mapy.<br />
-No widzisz? Zawsze wiedziałam, że marzenia się spełniają. No co? Ok., byłam pewna, ze to tutaj, a potem mnie zagadałaś i tak jakoś wyszło.<br />
-Zmysł orientacyjny brytfanny. No nic, trudno, chodźmy z powrotem&#8230;<br />
-Kaśka&#8230;<br />
-Co?<br />
-Spójrz na lewo. <br />
Spojrzałam. I co zobaczyłam?<br />
Netto naturalnie.<br />
-Zdecydowanie powinni cię powiesić. Zaoszczędzono by przyszłym pokoleniom problemów.<br />
-Dzięki Ruda.<br />
Weszłyśmy do Netto a tam nie dość, że zimno to jeszcze masa ludzi. Jakby całe Międzyzdroje razem z okolicznymi wiochami się zleciały.<br />
-Ekhm&#8230; jeszcze raz, po co przyszłyśmy?<br />
-Po jedno opakowanie Apap&#8217;u.<br />
-Powiedz jeszcze, że sześć tabletek.<br />
-Dwie.<br />
-Nie mogłaś w kiosku kupić, Ruda!<br />
-A wiesz gdzie kiosk?<br />
Kłócąc się weszłyśmy do sklepu. Po pewnym czasie zauważyłam, ż koszyk który wzięłam przy wejściu jest już pełen czekolady i tym podobnych artykułów.<br />
-Kama, po co ty to bierzesz? <br />
-Nie wiem?<br />
Stała chwilę bez ruchu, najwyraźniej myśląc o tym, co robi, po czym wyjęła kilka pudełek, dorzuciła wiśnie w czekoladzie, lody o smaku tiramisu i ruszyła w stronę kasy. <br />
Gdy wszystko co wzięła zostały skasowane zauważyła, że nie starczy jej pieniędzy.<br />
W końcu wyszłyśmy bez tabletek. <br />
<br />
***<br />
<br />
Marcin nie spał już jak wróciłyśmy, a może raczej jak ja wróciłam, Kama zmyła się po drodze do cukierni. Siedział na łóżku, z opuszczoną głową. <br />
-Siema. żyjesz?<br />
-Tak jakby-odpowiedział trochę przybitym głosem.-a co?<br />
-Czekolady chcesz?<br />
Wyciągnęłam z torby jedną z zakupionych tabliczek tego jakże niezbędnego artykułu spożywczego. Marcin tylko na mnie spojrzał i pokręcił głową.<br />
Usłyszałam pukanie do drzwi i pomyślałam, ze jeśli to Strzyga to leżymy. Znowu będzie wykład o szkodliwości czekolady.<br />
-Jest Marcin?- Adam nie czekając na odpowiedź wepchnął się do pokoju i usiadł na łóżku. <br />
-Siema.<br />
-Hej stary. Chcesz?- wyjął z plecaka dwie puszki piwa.<br />
Marcin jednak odmówił.<br />
-Jak wolisz. Idziesz do pokoju?<br />
-Dojdę.<br />
-Jak wolisz. <br />
W trakcie tej rozmowy, pokazującej gadatliwość obydwu uczestników zdążyłam wysuszyć do końca parasol, powiesić go w szafie i wyrzucić zgniecione kartki. Adam wyszedł trzaskając drzwiami jak to on ma w zwyczaju, a z szafy doszedł nas odgłos, jakby coś spadało. Podeszłam i otworzyłam. Stanęłam osłupiała. <br />
Na wieszaku wisiała rączka od parasolki. Wisiała i bujała się dość rytmicznie, powiem nawet, że w takt jakiegoś hip-hopu dochodzącego z pokoju obok. A reszta&#8230;<br />
Marcin stanął obok mnie i zaczął zwijać się ze śmiechu. Reszta parasolki leżała na dnie szafy, nadal pięknie pomarańczowa, ale jakoś tak brakowało jej rączki.<br />
W tym momencie do pokoju weszła Kama. <br />
-Na co się tak gapicie?<br />
Zajrzała mi przez ramię.<br />
-A nie mówiłam, ze dziwna jakaś.<br />
-Miałaś racje. <br />
-Wiem.<br />
-Czekaj&#8230; nie mówiłaś.<br />
-Nie? Ale chciałam. Na pewno.<br />
<br />