Nie nie mam ochoty patrzeć
na mordę twoją tak określoną
przebrzydle szczęśliwym wyrazem
nie nie mam ochoty patrzeć
na cholerne wspomnienia
tych chwil co niby radość dały
a więcej bólu z ciebie
więcej cierpienia mam
nie nie mam ochoty spotykać
oczu twoich kochających
rzekomo a wciąż innych
w jakimś krzywym
pseudozrozumieniu ujebanych
bo drażni mnie
przenikliwość spojrzenia
nie nie mam ochoty nosić
pogniecionej twoim zapachem
koszuli jednakowej jak wszystkie
tylko ze podobno twojej
z wysranej bokiem miłości
rękawy usolone
złością moich oczu
to nie wyschnie
nie nie mam ochoty
zatruwać się codziennie
czekając na wezwanie
pana kocham cie bardzo mocno
i pochyl się nad moim cierpieniem
powinnaś mnie wspierać
nie nie mam ochoty
czytać wiadomości od ciebie
nibymizakochany
pociesznie wypluje
parę slow czułych
żeby nakarmić naiwność moją
i że to niby wystarczy
nie nie mam ochoty
na słodkie usta które
kłamać potrafią wyśmienicie
serdecznie ubawić się można
słuchając tych bredni
o uczuciu które istnieje
tylko w wizji twojego idealnego życia
nie nie mam ochoty być dodatkiem
ślicznym do figury miałem nieudane życie
teraz gdy już jesteś moja
cierp za mnie
ja napiję się piwa