za bramą najcichszej alkowy
spocząłem na płatkach pełnych wilgoci
nie miałaś nic do ukrycia a ja
rozkładałem pożądanie na łopatki
o świcie bogów
w szkatułce delikatnych śladów
układając rozkosz w bukiety
szukałaś miłości bez słów
byłaś jak opium
którym nie sposób się nasycić
w tańcu zmysłów neostradą do nieba
trwałe zarysem przemilczeń
wyznania na przekór rodziły omamy
a my tonęliśmy w jeziorze
gdzie namiętność wodą powszednią