potrafię palcem ryć w skale
moje postulaty
przebijam samym wzrokiem
kruszę głazy
leżę
między Romeem a Julią
przyprowadzę tutaj Weronę
te pomniki
zbuduję jeszcze raz
taki tragizm
kamień po kamieniu
brzydota
nocą nie ma znaczenia
dotyk nie wyczuwa tego
co niedoskonałe
moja krew
jest słodkością w takim poświęceniu
niech się wylewa
nie chcę tego dnia samotności
jęki agonii usypiają słuch
i nie potrafię w tym
wychwycić milczenia
wyjdę w koszuli nocnej na wiatr
przemierzę boso każdy krok
może tak poczuję
że to bolało
stań pod moim oknem
Romeo
nawet nie spostrzeżesz
że mnie nie ma