Tą trwogę co drwi tak bezkarnie?
Nie czujesz... dlatego się dziwisz..
Czy męczę cię nazbyt nachalnie?
Zrozum proszę, wysłuchaj spokojnie.
Popatrz, ten strach tak bardzo dręczy.
Wiem, że wyznania nawet nie pojmiesz.
I wiem, że to ja a nie los jest niewdzięczny.
Lecz muszę dać upust, niech dreszcze przejdą.
Twych uszu i ramion tylko potrzebuję.
Nie czekaj proszę nim siły całkiem zwiędną,
bo w tobie moje słońce i deszcz odnajduję.
Więc słuchaj ! Słyszysz?... To puls przyspieszony,
pot spływa ciurkiem jak strumyk przerażenia.
Strach gardło ściska jakby rozeźlony,
odmawia mi prawa słów mych powiedzenia.
Zdejmij to ze mnie ! Tą maszkarę posępną!
Krzyczę... nie słyszysz... odchodzisz tak cicho..
I znów straciłam nadzieję następną,
już mnie otula jeszcze ciaśniej licho
To koniec... zapomnisz mój strach i tortury.
Oczy wyganiają ostatnią mą siłę.
Nikt już nie słucha, tylko świat bury.
Okrywa mnie koc, ciepło... wróciłeś...