i kradłeś życie swym uśmiechem.
Gdy przeszłam każdą deszczu milę,
został twój zapach na pociechę.
Naiwnie lata byłam pewna,
że wrócisz i mnie znów pokochasz.
Lecz już odeszła panna rzewna,
i brak nadziei w moich oczach.
Każdego ranka ze świtaniem,
słońce daje mi kryształy,
i śpiewa gdy robię śniadanie,
nucąc dziękuję za dary .
I każdej nocy już zasypiam,
nie oddaję mych kryształów.
Nocną ciszę ciszą witam,
prosząc ją o brak koszmarów.