Strumykiem polnym i suchym dnem,
był ze swoim wszechwidzącym okiem,
siegający zmierzchu staruszek dzień.
Przemierzał horyzont, otaczał kołem,
mówił stworzeniom i słuchał rad.
Gdy przyszedł czas by podążyć dołem,
odwiedził kwitnących wiśni sad.
Tam przycupnął na małą chwilę,
by się napawać zapachem lata.
Westchnął a dech szeptał godzinę,
gdy dzień już znikł za linią świata.
I przyszła noc zniecierpliwiona,
szybko się nieba gwiazdami przykryła.
Szukała dnia wzrokiem zmartwiona,
że znów jej przed nosem minęła ta chwila.
Tak krążą nie razem nad leśną rzeką,
nad górskim potokiem i suchym dnem.
Krążą będąc dla siebie pociechą,
ta srebrna noc i złocisty dzień .