gdzie widać brzegi lawiny pytań.
Nieustanne - jak - nie pozwala zmróżyć oka.
Koniec - zawsze częsci n - tej.
Ciąg zawsze dalszy - nastąpi.
Powiew cieni z zapomnianej jaskini.
Wczorajsza odpowiedź, na kłamliwych dziś ustach.
A brzegi bardziej strome, bardziej skokowe.
Zmrożone klfy, głębokie przeręble,
odbita w nich przestrzeń,
znana tylko w cyfrach,
w szeregach wątpliwości.
Nie ma takich miejsc,
gdzie cisza jest punktem wyjścia.
Ciszą się kończy, a nie zaczyna.
Otwarta droga do pytań
- bez słów, w bezruchu, z oddechem płytkim.
Kolos pamięci.
Nie ma tych miejsc,
gdzie nie trzeba powracać,
gdzie wiedza nie cofa się do pytań naiwnych.
I wraca się, po znanych śladach,
bardziej ostrożnie, sentymentalnie,
po coraz mniej wydeptanych ścieżkach,
najpierw ledwo do tyłu, później równym krokiem,
w końcu marszem, poskokiem,
potem chwiejnym ruchem, na kolanach, czołgając się,
zrzucając kolejne kilogramy nadwagi.
Gdzieś tam, odpowiedź zakończona kropką, głośna.
Nie dłuższa niż kilka znaków, obrazów, przedsłów.
Opowiedź na dłuższą metę.
Nie ma takich miejsc.