jak wykrzyczany dźwięk bez szansy istnienia
roztapiam się, zlewam, roznosi mnie wiatr
wiruje jak zgubiona ćma, wiruje jakbym bał się dnia.
i nie chce upadać na ląd
spotkać siebie sprzed chwil, nim był ten lot.
zaraz wracam.
zaraz wracam.
zaraz wracam.
zaraz wracam.
wrócę inny, zobaczę więcej niż chciałem.
stanę naprzeciw ze starym ciałem.
to nie mogłem być ja, taki obcy i zły.
to nie mogłem być ja, inne twarze i sny.
kiedyś był głośny śmiech, teraz chwile bez słów.
wczoraj bylem całością, a dziś jest nas dwóch.
zaraz wracam.
zaraz wracam.
zaraz wracam.
zaraz wracam.
przerwa, kropka, wytchnienie
zaraz wrócę na ziemie
opadam, opadam.
widać to nagim okiem,
ze skazany wyrokiem
opadam, i to jest jedyny test.
nasze cienie podobne, kilogramy te same.
w ustach inne języki, przez nas nierozumiane.
to nie mogłem być ja, taki obcy i zły.
to nie mogłem być ja, inne myśli i łzy.
Stojąc w pacie chcę chwycić za broń,
chociaż wiem, że to też moja skroń.
zaraz wracam.
zaraz wracam.
zaraz wracam.
zaraz wracam.
przerwa, kropka, wytchnienie
zaraz wrócę na ziemie
opadam, opadam.
widać to nagim okiem,
ze skazany wyrokiem
opadam, i to jest jedyny test.