w szafie co z kąta swego nie odchodzi,
tam się ten jeden pomysł urodził,
którym bezczelnie tak się teraz bawię.
Bo w tamtym pudełku były ciasteczka,
maślane, najlepsze na złe wieczory.
Lecz nie o to chodzi kto też w nim mieszkał,
a o to, że żegnał kłótnie i spory.
Gdy było ciężko i nader smutno,
rzec wystarczyło: masz, weź maślaka.
I już łzy same przestawały płakać,
i lepiej nam szło powitać jutro.
A teraz pamiętasz co powiedziałam?
Nie, że ciasteczka, nie że na półce,
nie ,że to lek był czysty w pigułce,
a to, że wszystko to zmyślić śmiałam.