co powolutku wypływa z opustoszałych przedsionków serca
Samotnie płynie ścieżkami splątanych tętnic i żył
by wreszcie zlać się z wczorajszym winem
co topi w swych falach bakterie tęsknoty
Tak cicho i bezszelestnie tracę kolory swojego życia
upodabniając się do blednących słów
o nadziei miłości i wierze...