tylko pustka jeszcze dymi
kolacja przy zniczach
oczami tulę zerwane głogi
leżą luzem
więdną
tak samo spragnione
księżyc i drzewa już nie patrzą
nie śmieją się wraz
jak niegdyś twoje oczy
w ciszy
ptaki poszły skubać pióra
też zapomniały jak się lata
tylko niewypowiedziane słowa
wykolejone jak stutonowy pociąg
porozrzucały ból po torach
na sztywnym obrusie
łzy zmieszane z brudem
butelka johnego
zimna przesłodzona herbata
parzy usta goryczą
kawałek spleśniałej pizzy
i puste krzesło
w tym wszystkim
określić siebie
jakże ciężko