ale to tak że nawet nie pytaj
tysiące armat na raz
na bębnach natury
grających diabelski koncert
błyskawice przez okno
zaglądały nie pytając wcale
o pozwolenie miały to wszystko gdzieś
rozbielały czerń nocy
raz po raz prując powietrze
niczym stado śmiercionośnych odrzutowców
tak jakby tam na górze
ktoś dla zabawy krzesał iskry
pocierając czarcie krzemienie
psy z opętaniem w oczach
węszyły armagedon
uciekające przed siebie
na złamanie karku
nie baczyły na to co przed nimi
deszcz grał na dachu okrutne melodie
wybijając krwawy rytm i dziurę w dachówkach
wiatr hulał pijany w trzy dupy
jakby na wiejskim weselu
raz po raz wywołując awantury
i dla pryncypu łamiąc wszystko co stoi mu na drodze
a ty wtulona we mnie pustą stroną łóżka
gdzie jesteś
też się boję