rzemyki dyndające w śród płomiennych oczu iskrzących ugotowanym w krupniku
i jeszcze panna stenia nie wiedzieć czemu nieubrana
tańczy z rozpuszczonymi włosami kicając jak zajączek w śród sałaty
w sielskiej atmosferze duszno i wilgotno na przemian słońce miga
szybujące zmienne pejzaże jak w kalejdoskopie z nogi na nogę przewrotne
dźwięcznie w oddali białe motyle fruwają
koty z przymrożonymi oczami wypatrują myszek
świtanie
parno i duszno
cisza i szepty
miłosne tańce godowe zwierząt
pieski znaczą terytoria