wędrowałem pochowany w dylematach
na wypadek kamienia
zaopatrzony w halucynacje
z drogi do edenu
zboczyłem o sześćdziesiąt dziewięć stopni
mimowolnie rekonstruując odcienie nocy
pod obronę nieba
ubrałaś praktyczny półpancerz
wysyłając do mnie listy
z domku na skraju przepaści
pisałaś
że wiersz ominął mnie w tej podróży
że na rozstaju nóg wybrałem zły azymut
że już lepiej
powinienem zapisać się na lekcje latania
próbując zrozumieć
patrzę w to niebo szukając podpowiedzi
niestety
bóg wziął wolne
wyjechał do sanatorium
tylko tęcza
w barwach melancholii