wciąż spragniony dłoni
ustami do nieba czy tam
gdzie zechcesz wszystkie twoje
nazywałem księżniczką
a oni szli w białych kołnierzykach
pisząc strofy kradli jak swoje
zazdroszcząc tacy milczący
z twarzami węży te nieposkładane
uwięzione nieodwracalnie
strudzone które zabijały równie cicho
same w sobie niespełnione noce
i grafomańskie poranki
ze sobą
tylko te pomalowane na niebiesko
zabieram