przez sen skromność powtarzam raz jeszcze
tam jestem nie ja jeden
w oszołomieniu czekający na kosmos
szamanterie piórem
w czasach kiedy wszystko spierdoliłem
a jednak
coś w tym jest
najwyżej krzesła i taborety
będą latały
jak coś na kształt pocałunku
którego nogi nie potrafią
utrzymać przyszłość
w tym tkwią demony
skrzydlate konie które nie chcą latać
wdzięk życia co pewny na umieranie
a ja idę wciąż idę twoim śladem
bo nikt
nie podpuszcza jak ty
nie chcąc ugrzęznąć w tunelu
piszę listy do biednych i bogatych
o strasznej bajce na wiosennym bazarku
ku przestrodze nowalijek Love You
zakwitłych lękiem po szarej stronie światła
idziesz po przeciwnej
tęcza