Przez grzbiet owłosionego krogulca.
Ich licho nie słyszało jak zakradają się po ciemku z otwartymi scyzorykami.
Anemia?
Przez spróchniałe deski światło zerkało.
Mucha lepka wisiała na suficie udając martwą już trzeci tydzień.
W gąszczu spraw, złudzenia mają się dobrze.
Gnuśnieją jedynie w kącie strzępki, obierki ziemniaków.
Rozwidlony kręgosłup jak parawan, pod którym drgają zmutowane wzruszenia.
Nie wiadomo czyje.
Czy z przechodzących koło nosa z kolejnych po sobie dziecinad?
Czy może embriony kąsające się zanim dorosną w łonie matki?
Czy może dług ojca zaciągnięty przez nie płacone alimenty?
Jedno jest pewne licho nie spało.
W kącie wzruszone dyszy.
Wrażliwe jak bóbr.
Lepik na muchy wysechł.
Przyszła wdowa po Bonifacym posprzątać zwłoki.
I nie wiedzieliśmy dalej co z tym fantem począć.