twe usta leniwie całują dna stawów<br />
po których księżyc dumnie stąpa<br />
blaski darmo falami rozdaje<br />
jakby czerpał ogrom jasny<br />
z łuski i perły<br />
co dno opiewa<br />
a dzień wczesny topi srebro<br />
które bez skrupułów bogaci szyję ważki<br />
<br />
ty płoszysz wdzięcznie<br />
w najcichszych dolinach motyle<br />
które bez cienia<br />
cierpienia<br />
zwątpienia<br />
oddają barwy płotom<br />
a te odgradzają<br />
wciąż<br />
twój jasny świat słoneczny.<br />