to klamki rozgrzane od splecionych dłoni
może gdybyś
otwarta na ryzyko przystani
pozwoliła mi wejść
to barwy nabrałyby miejsca
a niepewność zapachniała konwalią
czuję to
o czwartej nad ranem kiedy kurczowo trzymam snu
w którym czeszę twoje włosy a ty uśmiechasz się do lustra
o świcie zrobię nam kawę
wpuścimy księżyc do naszej kuchni