a nie dostrzegam twoich ramion
podążając osaczony na wieczór
w tęsknocie za śladem ust
cichutko pytam boga o znamię
które mi obiecał
szybując ponad ciszą
świadomości święty spokój
mącę zamieniając na wizje
hałaśliwe przenikaniem
pomiędzy oczekiwaniami na chaos
a interpunkcją twojego ciała
wytwarzam światy na zielono
pod twój gust dotykając ciepła
głęboko i bezszelestnie
by zaraz potem w podróży do nieba
usłyszeć z tych za których śladem
idź do diabła